Monday, July 04, 2016

Dzień 4

Jazda przez północną Szwecję to niezwykła frajda dla zmysłu wzroku. Nasilenie zieleni jest niesamowite. Wyjeżdżając z Sundsvall jedzie się setkami kilometrów drogą, do której przylega gęsty las, a gdzieniegdzie pojawiają się mniejsze czy większe stada reniferów. Dzieci mają frajdę nazywając je pociesznie Rudolfami. Coś w tym jest – przecież to już szwedzka Laponia, a my zmierzamy w końcu do Świętego Mikołaja w odwiedziny. Ruch jest znikomy więc po 7-8 godzinach mamy przejechane ponad 700 kilometrów i zbliżamy się do norweskiej granicy. W miasteczku Arjeplog odnaleźliśmy mała jadłodajnię, gdzie duża, świeża i smaczna pizza to wydatek 70 koron. W Szwecji benzyna kosztuje około 13,50 korony, a w sąsiedniej Norwegii - 14,50. Tutaj droga najeżona już jest radarami, ograniczeniami, a i ruch jest o wiele większy na tym ostatnim odcinku prowadzącym do Bodo. W końcu przed nami pojawiają się budynki portowe i sam nasz prom płynący nigdzie indziej jak na majestatyczne Lofoty. Ruszamy więc do Moskenes na wyspie Moskensoya. Przetransportowanie tam auta wraz z dwójką dorosłych i dwójką dzieci kosztuje 1025 koron norweskich. Po trzech godzinach ukazuje się przed nami postrzępiona ściana Lofotów – to górzysta wyspa Moskensoya – wraz z małymi osadami o egzotycznych nazwach A, Sorvagen i Moskenes, gdzie zjeżdżamy z promu i rozpoczynamy poszukiwanie noclegu. Śnieg zalegający w górnych partiach szczytów i słońce o północy tworzą niecodzienny widok. Mała chatka nazwana Lulli, bo większość domków ma tutaj swoje imię, będzie naszym domem na najbliższe kilka dni.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home