Wednesday, July 12, 2006

Dzien 6
Przyjezdzamy kolo poludnia do Santiago. Na Kubie sa dwie glowne linie autobusowe Astro i Viazul. Pierwsza jest tansza i skierowana raczej do Kubanczykow. Turysci teoretycznie moga kupic bilety, ale jest trudniej. Czasami mowia, ze nie ma miejsc.
My zaplacilismy za bilety Astro z Hawany do Santiago de Cuba 42 peso convertible.
Fidel wprowadzil jeszcze jedno utrudnienie dla turystow. W banku Kubanczyk kupuje za jednego dolara jedno peso convertible. Turysta zas dostaje tylko 0,8 peso. To tak zeby bylo sprawiedliwie i zeby wodz rewolucji mial za co oplacic rachunki.
W Santiago de Cuba odbiera nas ze stacji znajoma Julio pani Eulogia. Wyklada na uniwersytecie i daje prywatne lekcje hiszpanskiego za 5 peso convertible za godzine. Za czasow przyjazni kubansko rosyjskiej jezdzila do Moskwy, gdzie robila doktorat. Ma chyba sentyment do tamtych czasow. Mowi jeszcze po rosyjsku i syna nazwala Misza. Ciekawe. Poza tym wynajmuje turystom pokoje w swoim domu za 15 peso za noc.

Dzien 7 czyli sobota
Zatrulem sie chyba czyms. Platamy sie po miescie. Strasznie goraco. Ania jeszcze jakos chodzi, a ja sie raczej wloke. Kupujemy bilety do Camaguey po 18 peso convertible. Wracajac wpadamy do knajpki. Música na zywo. Super graja. Wlasne kawalki, utwory Buena Visty, ludzie tancza, pija mojito. Mojito to taki drink robiony z soku z limonki, lodu, czegos w rodzaju Sprita, rumu i na koniec swiezy lisc miety.
W kazdym wiekszym miescie na Kubie jest cos co sie nazywa Casa de la Musica albo Casa de la Trova. To miejsca gdzie mozna posluchac muzyki na zywo. Zbieraja sie tu lokalne zespoly i artysci. Prawie codziennie.
Generalnie Kubanczycy to bardzo muzyczny i roztanczony narod. Super.

Dzien 8
Rano wybrac sie chcemy na plaze Caleton Blanco. Majac juz doswiadczenie w korzystaniu z komunikacji miejskiej udajemy sie na dworzec. Ludzi pelno, a autobusow nie. Odchodzimy z kwitkiem. Panie wpuszczajace do autobusu nie zlitowaly sie nad nami. Jedziemy wiec z lokalnym Kubanczykiem jego malym fiatem. Tak, tak. Pelno tu maluchow. Mowia na nie Polki. To wedlug nich bardzo ekonomiczne auto.
A na plazy troche jak w Polsce 20 lat temu. Piknik. Wszyscy przyjezdzaja rowerami, motorami, na ciezarowkach. Przywoza jedzenie, piwo, rum i zapominaja o codziennej, koszmarnej rzeczywistosci jaka przynosi im Rewolucja.
Wieczorem odjezdza nasz autobús do Camaguey.

Dzien 9
Camaguey to ladne, niewielkie miasto. Chodzimy po centrum, troche trudno sie tu znalezc, ale Kubanczycy sa pomocni. W nocy jedziemy do Trinidadu.

1 Comments:

At Thursday, August 17, 2006 5:33:00 AM, Anonymous Anonymous said...

Really amazing! Useful information. All the best.
»

 

Post a Comment

<< Home