Thursday, July 27, 2006

Gujana Francuska

Dzien 28 czyli dzien w Europie
Wczoraj wieczorem spotkalismy w naszym guesthousie Holendra, fotografa. Ponoc wygral konkurs na najlepszego fotografa Holandii i pracuje dla kilku gazet, ktore oplacaja mu podroze po swiecie i kupuja jego zdjecia. Joffy, nasz Holender, zostal wczoraj napadniety i okradziony w granicznej wiosce Albina. To wlasnie tam gdzie mielismy zaraz jechac.
Porozmawialismy sobie troche o naszych przygodach tych mniej i bardziej strasznych, kto co przezyl i co widzial. Podobno najgorsza jest Somalia, gdzie nie rozmawiaja z delikwentem tylko od razu zabijaja. Kongo nie jest takie zle, bo w Kinszasie jak Cie zlapia to wywoza za miasto wszystko kaza oddac, ale zostawiala 4 centy na powrot do hotelu. Hmm, przynajmniej troche po ludzku... No jeszcze jest Lagos w Nigerii, Nairobii i Johanesburg...
Jest jeszcze Cayenne w Gujanie Francuskiej i Brazylia Polnocna, gdzie ponoc jest jeszcze gorzej niz w Surinamie. Tak przynajmniej twierdzi nasz Holender. Miejmy nadzieje, ze sie myli. Zreszta chyba troche przesadza. Trzeba sie jakos pocieszyc.
Dolaczyl sie jeszcze do calej dyskusji wlasciciel naszego hoteliku, mowiac, ze go dwa tygodnie temu napadlo dwoch goryli i polamali mu malego palca i zabrali dokumenty.
Podrozowanie to same przyjemnosci.
Wsiedlismy wiec rano do malego busa, rozszarpywani przez bande surinamskich busiarzy walczacych o pasarzerow i ruszylismy do wspomnianej Albiny. Miasteczko graniczne jak kazde inne, po prostu dziura zabita dechami. My tylko troche bardziej przestraszeni wczorajszymi opowiesciami, wysiedlismy z busa i wpadlismy od razu w objecia bandy wlascicieli lodek, przewozacych ludzi na druga strone rzeki do Gujany.
Kazdy z nich oferowal lepsza cene i kazdy pokazywal na drugiego, ze to oszust. Tam mowili, zeby nie isc, bo nas okradna, tam zeby nie jechac, bo zabija. Wiec poszlismy w druga strone.
I dobrze. Trafilismy w koncu do oficjalnego promu i spokojnie przeplynelismy rzeke.

Po drugieje stronie juz Europa. Male miasteczko Saint Laurent du Moroni lezy nad rzeko Moroni i ma zupelnie inny chrakter od swojego surinamskiego sasiada. Jest spokojniejsze i bezpieczniejsze.
Celnicy przywitali nas wbijajac nam pieczatke do paszportu i sprawdzajac czy aby na pewno Polacy mogli tu wjezdzac bez wiz. Byli na tyle mili, ze zamowili nam busa nad przystan, zeby zabral nas do Cayenne.
Bus przyjechal i nas zabral, a kierowca kazal zaplacic 35 euro. Ile? Pytamy dwa razy. 35 euro, to standardowa taryfa. Do Cayenne jest okolo 250 km i mamy za to zaplacic 70euro. Chyba spadl z drzewa.
Okazuje sie jednak, ze nie. Gujana Francuska to najdrozszy kraj w Ameryce Poludniowej. Przepraszam to nie kraj. To terytorium zamorskie Francji czyli Unia Europejska. Najdrozsze miejsce i jednoczesnie najwyzszy poziom zycia. Po ulicach Cayenne jezdza najnowsze merole, bmw i francuskie wynalazki. Air France regularnie lata do Paryza. Ceny hoteli przypominaja europejskie. Najtansza opcja dla nas to hotelik La Bodega za 30 euro za noc. No nie jest to travelerska cena, ale za to standard nie najgorszy.

1 Comments:

At Wednesday, August 16, 2006 8:32:00 PM, Anonymous Anonymous said...

Great site loved it alot, will come back and visit again.
»

 

Post a Comment

<< Home