Wednesday, July 25, 2007

Mozambik

Zanim o Mozambiku to najpierw wielkie dzieki wszystkim za zyczenia. Fajnie, fajnie, naprawde super. Obchody jak wrocimy. Tymczasem przez te kilka dni wydarzylo sie wiele. Dotarcie do Cuamby w Mozambiku, oddalonej od Cape Maclear w Malawi zajelo nam caly dzien, mimo, ze to tylko sto kilkadziesiat kilometrow. Najpierw trzy przesiadki z busa do busa, z ciezarowki na ciezarowke, zlapana guma, awaria silnika, potem na rowerach do granicy. Podobno bardzo smiesznie wygladamy z ogromnymi plecakami jadac na bagazniku rowerowym mozambickiego chlopaka ze wsi. Innego transportu do granicy nie ma wiec trzeba na rowerach. Nastepnie oficjalna biurokracja, przeszukiwanie plecakow na granicy, wyludzanie lapowek i godzine czekania na szefa posterunku zanim przyjedzie ze wsi i podpisze wizy. Jednak sukces. Wizy sa i jedziemy na naszych rowerach 4 km do Mandimby. Dalej minibusikiem zwanym tu chapa do Cuamby. Tutaj w hoteliku impreza, bo to weekend, a Mozambikanie podobnie jak brazylijczycy to rozrywkowy narod. Muzyka, tance, ciezko zasnac.
Rano wczesnie rusza pociag do Nampuli. Rano w Mozambiku to znaczy okolo 4 lub 5 w nocy. Tu caly transport wtedy zaczyna i jak sie nie zalapiesz to dzien stracony. Wracajac jednak do naszego pociagu i trzeciej klasy, to dlugo nie pojechalismy. Zanim pociag ruszyl juz mielismy kilku tzw Banditas, ktorzy byli zainteresowani naszym bagazem. Przezorny konduktor zabral nas do drugiej klasy. Dostalismy honorowe miejsce na podlodze kolo kibla. To nie problem, mowimy mu, przeciez to tylko 11 godzin jazdy :-) Jakos przejechalismy. Rekompensata byly widoki. Swietne.

0 Comments:

Post a Comment

<< Home