Wednesday, April 11, 2007

Bliski Wschod

Turcja

Bliski Wschod okazal sie nie taki calkiem bliski. Najpierw musielismy dostac sie do Berlina skad tanie linie od niedawna lataja do Istambulu na lotnisko Sabiha. Wyladowalismy w nocy wiec spanie na lawce do rana odbylo sie zwyczajowo. Potem jakos za pomoca jezyka migowego, kilku slow angielskich i mapy dostalismy sie do centrum. Stare miasto a w nim Agia Sofia, Blekitny Meczet i jeszcze kilka innych meczetow i tak minal dzien. Istanbul jest ladny, ale widzialem ladniejsze miasta. Poza tym bardzo jest on drogi, bo Turcy do Unii pragna wstapic, wiec moze dlatego chca sie przypodobac Europie rozwinietej i podnosza ceny. Nam sie nie przypodobali.

I juz po Turcji.

Przepedzilismy, a raczej nasz autobus, przez caly ten duzy kraj i rano wysiedlismy w miasteczku Antakya przy granicy z Syria. W nocy jeszcze zdazylismy wdac sie w mala sprzeczke ze stewardem z autobusu, ktory chcial Ani telefon wyrwac pod pretekstem zakazu uzywania komorek w trakcie jazdy. Ciekawe. Moze mieli zamiar odleciec gdzies tym autobusem :-) No niewazne. W kazdym razie usmiechnal sie pozniej jak podziekowalismy mu za herbate w jezyku tureckim. A z ta herbata to zwyczaj jest w Turcji taki, ze w autobusach rozdaja ja podroznym w cenie biletu. I nie tylko herbate. Wode nawet tez. Kierownicy zarzadzajacy PKS na szkolenia do Turcji marsz!

Granica syryjska przywitala nas kompletnym chaosem i kolejkami w budkach po pieczatki. No, ale jakos sobie poradzilismy i z przepieknie ostemplowanymi wizami w paszportach ruszylismy do Aleppo czy Halab jak kto woli.
Aleppo to nie byle jakie miasto. To miasto naprawde warte odwiedzenia i ladne. Duze, 4 miliony ludzi, ale nie czuc tego ogromu. Warszawa jest slaba przy Aleppo. I nie tylko przy Aleppo. Powinni stolice przeniesc do Nysy. No moze do Krakowa...

No wiec wracajac do tego Aleppo to sprawa wyglada nastepujaco. Jest to chyba najbradziej ortodoksyjne miasto Syrii. Mozna tu zobaczyc najwiecej kobiet chodzych z przescieradlami na glowach i to do tego farbowanymi na czarno. Niektore z nich maja cala glowe owinieta w te narzutki, wiec maja chyba problemy z widocznoscia. Jokos sobie jednak radza. A tak bardziej serio to w miescie tym jest o wiele wiecej kobiet chodzacych w hidzabach niz w innych syryskich miastach. Wcale nie przeszkadza to jednak by egzystkowaly obok siebie rozne religie. Jest tu cala dzielnica chrzescijanska z kosciolami ormianskimi, greko-katolickimi i innymi wyznaniami.

A teraz sluchajcie, szczegolnie faceci. Czytam wlasnie Koran czyli swieta ksiege Islamu napisana przez Muhameta i podaja tam kilka ciekawych rzeczy wyjasniajacych zycie muzulmanskiej spolecznosci i dajacych do myslenia:

1. Po pierwsze nie uznaja oni Chrystusa jako Boga. Uwazaja ze to zwykly prorok jak kazdy inny.
2. Po drugie nie moga jesc swinskiego miesa bo to mieso brudne.
3. Po trzecie muzulmanie moga miec maksymalnie 4 zony. Jest jednak jeden warunek. Musza byc sprawiedliwi dla kazdej z nich. Jezeli tego nie umieja, to nalezy im sie tylko jedna malzonka. Poza naloznicami oczywiscie.
4. Moga bic zony. Jednak pod warunkiem, ze nie wyrzadzaja im zadnej krzywdy i inne sposoby perswazji nie dzialaja.

Ciekawe podejscie do zycia, nieprawdaz?
Z tym biciem to przesadzil Muhamet, ale z zonami...

Wracamy w kazdym badz razie do Syrii i do Aleppo. Z cytadeli rozciaga sie ladny widok na miasto. Troche przesadzaj z cenami biletow wstepu. Dla obcych czyli dla nas bilet kosztuje 150 funtow a dla lokali tylko 15. Sprawiedliwosc gora.
Poza tym jednak trzeba przyznac, ze Syria jest w miare tania jak na nasze polskie kieszenie. Moze nie planuja wstapic do Unii :-)

Z Aleppo udalismy sie autobusem miedzymastowym do stolicy. Do stolicy wielkiej - 5 milionowej. Damaszek wieczorem wygladal calkiem milo. Budynki porozrzucane na wzgorzach otaczajacych centrum robily wrazenie. Odnalezlismy nasz maly hotelik, wypalilismy nargile, wypilismy po herbacie i udalismy sie na nocny spoczynek.

Jordania tuz, tuz.

Nie trwal on jednak zbyt dlugo bo budzik po 6 rano zerwal nas na rowne nogi; moje mniej rowne niz Ani, ale tez musialem wstac.
Do Ammanu w Joradanii odjezdzaja dwa autobusy dziennie. Jeden rano okolo 7 a drugi okolo 15.00 Nie chcielismy przyjechac na noc wiec wybralismy poranna opcje.

Formalnosci graniczne przebiegly w miare sprawnie i po zmianie autobusow po 14.00 znalezlismy sie w Madabie, jakies 40 km na poludnie od Ammanu.
Jedyna wada Jordanii jest to, ze w kwietniu czyli teraz nie jest goraco. Wlasciwie to jest troche zimno. Jak dla mnie to bardzo zimno. Maksymalnie 18 stopni w dzien.

Musielismy jakos to zmienic. Rzadza goraca zaprowadzila nas dnia nastepnego nad Morze Martwe. Martwe jest i to naprawde. Nic w nim nie zyje poza kilkoma osobami, lacznie z nami, ktore unosily sie na jego powierzcni bez koniecznosci machania ni to rekami ni nogami.

4 Comments:

At Wednesday, April 11, 2007 10:46:00 AM, Anonymous Anonymous said...

Jak to fajnie ze mozna sie z Wami ponownie spotkac!!!!!Pozdrowienia i caluski c.M. Tym razem Tomku twoj poprzedni kompan nie mialby problemow z plywaniem !!

 
At Friday, April 13, 2007 3:07:00 AM, Anonymous Anonymous said...

Do Damaszku jeszcze wracacie?

 
At Friday, April 13, 2007 3:12:00 AM, Anonymous Anonymous said...

bo sa tam na zachodzie calkiem w deche slumsy uchodzcow palestynskich.

 
At Thursday, April 19, 2007 9:47:00 AM, Anonymous Anonymous said...

ania

 

Post a Comment

<< Home