Thursday, July 21, 2016

Dzień 26

Powrót do domu. Przejechanie ponad 600 kilometrów dzielących Brześć od Nysy zajęło prawie trzynaście godzin. To rekord na tej wyprawie, a to za sprawą trzech godzin spędzonych na granicy białorusko-polskiej. Wybierajcie przejścia mniej uczęszczane - są mniejsze kolejki i wszystko sprawnie przebiega. Po 22.00 dotarliśmy do domu. Niesamowita wyprawa dobiegła końca. Północ Europy to fantastyczny region.

Dzień 25

Odwiedzamy rano posiadłość Dziadka Mroza. Warto tutaj zajrzeć. Wydaje mi się, że to bardziej oryginalne miejsce dla dzieci niż fińskie Rovaniemi. Przyjemna jazda gęstymi lasami, aby dotrzeć do wykonanej prawie w całości z drewna rezydencji i innych budynków Dziadka Mroza, rosyjskiej kolegi naszego Świętego Mikołaja. Po przywitaniu się i krótkich spacerze po posiadłości dostaliśmy na pożegnanie małe upominki. Popołudnie spędziliśmy w muzeum. Warto. Precyzyjnie, ze szczególną dbałością o każdy szczegół zaprojektowane muzeum jest fantastycznym miejscem do poznania zwierząt i roślin, które można spotkać w Puszczy. Wieczorem spacer przy woleriach i wybiegach dla zwierząt.

Sunday, July 17, 2016

Dzień 24

Po ósmej rano byliśmy już na szerokiej kilkupasmowej drodze wylotowej ze stolicy jadąc w kierunku Zamku Mir. Deszcz zacinał mocno, a szare chmury szczelnie oddzielały nas od ogrzewającego słońca. Gdy dojechaliśmy do miasteczka Mir słupek rtęci wskazywał szesnaście kresek. Zamek Mir i następnie odwiedzony przez nas Nieśwież wywierają na turystach niesamowite wrażenie. Radziwiłłowie mieli rozmach i gust. Godne polecenia miejsca. Zjedliśmy w Nieświeżu pyszny obiad (stek wołowy przywoływał wspomnienia z Argentyny) i późnym popołudniem dotarliśmy do bram Parku Narodowego Puszczy Białowieskiej. Nocujemy w Hotelu 4 – 96 rubli za pokój dla trzech osób ze śniadaniem. W hotelu jest basen kryty.

Dzień 23

Dreamland. Tak się nazywa wodny park rozrywki w stolicy Białorusi. Ceny biletów już dorównują poziomowi cen z Europy Zachodniej. Dla dzieci to miejsce godne polecenia, gdyż Mińsk nie posiada żadnej plaży ani nad jeziorem czy rzeką ani tym bardziej nad morzem. Atrakcji w Dreamlandzie jest mnóstwo, aby zająć małolatów na cały dzień. Zjeżdżalnie, płynąca rzeka, sztuczna fala oraz co najmniej zjawiskowi, charakterystyczni dla Białorusi, wędrowni zaklinacze pytonów czy szopów oraz innych dzikich zwierząt. Białorusini, podobnie jak ich sąsiedzi Rosjanie, bardzo lubią fotografować się wraz z takimi zwierzętami. Jutro do Miru i Nieświeżu – oba miejsca wpisane na listę UNESCO.

Saturday, July 16, 2016

Dzień 22

Było prawie południe kiedy wsiadaliśmy do metra na stacji Gruszewskaja jadąc ponownie do centrum na Plac Pobiedy. Stamtąd, po smacznym obiedzie, udaliśmy się do ciekawego miejsca – Muzeum białoruskiego rzeźbiarza Azgura – Azgur Memorial Museum. To faktycznie magicznie miejsce, gdzie Zair Azgur pozostawił po sobie niesamowitą spuściznę – dziesiątki rzeźb gipsowych reprezentujących ważne osobistości światowej i białoruskiej historii. Przebywając w muzeum ma się wrażenie, że wszystkie te postacie nieustannie nas obserwują. A osoba pani kustosz pozostanie na długo w naszej pamięci. Przez ponad godzinę wytężaliśmy uwagę aby zrozumieć jej wciągające opowieści o przedstawionych postaciach i to po rosyjsku. Nawet dzieci były zainteresowane ogromnymi głowami spozierającymi na nie zewsząd. Po południu Gorky Park zapewnił Dawidowi i Hani karuzelowe atrakcje na kilka godzin. Zmęczeni wróciliśmy metrem na naszą stację z dużą gruszką w przejściu podziemnym.

Dzień 21

Po wyszukanym, smacznym śniadaniu wyruszyliśmy na południe kraju do stolicy. Po czterech godzinach jazdy i kluczeniu po szerokich stołecznych arteriach, bez gpsa, dotarliśmy na naszą ulicę Szczorsa, gdzie zamieszkaliśmy w dziesięciopiętrowym bloku na ósmej kondygnacji. Po rozpakowaniu naszych skromnych bagaży ruszyliśmy, jakże tanią, publiczną komunikacją (tym razem metrem za 1,2 zł za przejazd) do centrum. I tutaj zaskoczenie – śródmieście jest nieskazitelnie czyste, zadbane, a szerokie ulice i chodniki zachęcają da spacerów. Odwiedziliśmy Stare Miasto, Wyspę Łez i główną arterię – Prospekt Niezależności. Mińsk plasuje się, według mnie, w pierwszej trójce stolic byłych republik radzieckich. W moim rankingu wyprzedza je jedynie Baku (pod względem egzotyki) i może Tallinn (śliczne Stare Miasto). Metrem wróciliśmy do swojego mieszkania.

Thursday, July 14, 2016

Dzień 20

Słońce wyszło zza chmur i od samego rana ogrzewało naszą małą plażę na Jeziorem Driviaty. Korzystaliśmy z przyjaznej aury budując zamki z piasku, pływając w czystych wodach oraz karmiąc podpływające białe łabędzie i wszędobylskie mewy. Po południu nadszedł deszcz. Jeszcze słowo o kuchni białoruskiej. Zasadniczo nie przywiązuję wagi to walorów kulinarnych odwiedzanych miejsc, ale tutaj jakość jedzenia, kunszt jego przygotowania i różnorodność przyciąga uwagę i to mocno. Przez cztery dni nad jeziorami jedliśmy niesamowicie wyszukane dania składających się z naturalnych wiejskich serów, grzybów zbieranych w okolicznych lasach, naleśników z borówkami, krabów, delikatnej wołowiny, świeżych warzyw i owoców i mnóstwa produktów niedostępnych już w naszym kraju, gdzie większość produktów przypomina te serwowane w fastfoodach. Wieczorem zrealizowaliśmy główny plan przyjazdu nad jeziora brasławskie – ruszyliśmy do okolicznych lasów z naszym przewodnikiem prowadzącym niezawodne auto marki UAZ. Safari trwało około trzech godzin i przez ten czas udało nam się zobaczyć łosie, lisy, sarny, zające, mnóstwo bocianów, kunę, sowę i żaby. Lasy na obrzeżach Brasławia są pełne zwierząt. Kiedy wracaliśmy było już zupełnie ciemno, a Dawid z Hanią smacznie spali.

Wednesday, July 13, 2016

Dzień 19

Dzień z deszczem, ale wcale nie przeszkodziło to nam w zobaczeniu Brasławia i okolic. Rankiem ruszyliśmy do samego centrum tego niespełna 10-tysięcznego miasteczka. Mały ciekawy kościółek katolicki i piękna cerkiew prawosławna ze srebrnymi kopułami i biało-zieloną elewacją to moim zdaniem dwie budowle warte odwiedzenia w Brasławiu. Po wyszukanych daniach obiadowych serwowanych w naszej hotelowej restauracji pojechaliśmy załatwić kwestie techniczne czyli zatankować auto. I tu niespodzianka. Litr benzyny bezołowiowej kosztuje 1,19 rubla czyli około 2,5 złotego. Za cały bak paliwa zapłaciłem trochę ponad sto złotych. To jest podróżowanie! Dawidek nawet wymyślił, abyśmy przyjeżdżali tutaj z Nysy tankować regularnie nasze auta. Dla mieszkańców terenów przygranicznych to wcale nie taki głupi pomysł. Popołudniu nasze dzieci wzięły chętnie udział w zabawach i grach organizowanych przez administracje ośrodka wypoczynkowego. I to wszystko po rosyjsku. Hania ochoczo malowała kredą na asfalcie, a Dawid grał w piłkę ze swoimi białoruskimi kolegami. Jutro ma wyjść słońce.

Tuesday, July 12, 2016

Dzień 18

Woda w jeziorach otaczających nasz kompleks jest niesamowicie czysta. Przypomina mi to wodę w zbiornikach pojezierza zielonogórskiego, gdzie jako dziecko jeździłem z rodzicami. Na głębokości kilku metrów widać rośliny, ryby i dno jeziora. Dzisiejszy dzień, przy wspaniałej słonecznej pogodzie i 25 stopniach ciepła spędziliśmy na relaksowaniu się na dwóch plażach jeziora Dyryvaty. Oprócz wspaniałych widoków na zielone lasy otaczające zbiornik i mnóstwo ptactwa są tutaj także inne atrakcje. Amatorzy sportów wodnych mogą popływać na wodnych nartach czy surfingu, rowerki wodne czekają na chętnych, a dzieci znajdą tutaj wodne zjeżdżalnie i karuzele. Piaskowa plaża z parasolami i ciepła woda zachęca do odpoczynku. Całe te tereny należą do Parku Narodowego Brasławskich Jezior. Warto tutaj zajrzeć podczas pobytu na Białorusi.

Dzień 17

560 kilometrów dzieli białoruskie brasławskie jeziora od stolicy Estonii. Droga nie jest specjalnie dobra, a ruch nie należy do najmniejszych, ale w siedem godzin udało się nam dojechać do granicy dwóch byłych republik radzieckich – Łotwy i Białorusi. Po stronie łotewskiej 5 minut wystarczyło na formalności, a po stronie sąsiada potrzebna była ponad godzina. Oczekiwałem dużo większego postoju, także kiedy po godzinie 15.00 byliśmy po odprawie uśmiechnęły się nam buzie i ruszyliśmy ochoczo do oddalonej o kilkanaście kilometrów od granicy Brasławia. Białoruska rzeczywistość nie ułatwia turyście życia więc długo kluczyliśmy po mieście zanim znaleźliśmy informacje turystyczną, bank, sklep i w końcu miejsce na nocleg. Śpimy w dość luksusowym, jak na tutejsze realia, ośrodku turystycznym Dyryvaty nad jeziorem o tej samej nazwie. Pięknie.

Sunday, July 10, 2016

Dzień 16

Rano burza. Popołudniem jadąc na plaże Pirita zatrzymaliśmy się przy Teletorn czyli talińskiej wieży telewizyjno-radiowej, która dzisiaj zamieniona jest na wspaniałe miejsce widokowe. Ponadto z tarasu widokowego na górze skaczą spadochroniarze zapewniając dużo atrakcji gapiom przebywającym na dole. Gdy dotarliśmy na plażę wyszło słońce, które do wieczora ogrzewało niewielu niedzielnych plażowiczów. Jutro czas wyjeżdżać z Estonii, ruszamy na Białoruś.

Dzień 15

Z podstołecznej miejscowości Maardu, w której śpimy mamy zaledwie 15 minut drogi do centrum 400-tysięcznego Tallinna. Stare miasto jest tutaj imponujące, dużo ładniejsze niż fińskie Helsinki po drugiej stronie zatoki. Labirynty uliczek z kolorowymi kamienicami ślicznie odrestaurowanymi, kościoły i okazały, biały budynek cerkwi przy wejściu do starówki tworzą spójną całość, której nie znajdziemy nigdzie w skandynawskich miastach i postsowieckich republikach. Ryga przy Tallinnie wypada dość blado, nie wspominając już o Wilnie. Spacerowaliśmy więc kilka godzin po wąskich uliczkach, zaglądając to tu, to tam i przysłuchując się ulicznym grajkom zanim zjedliśmy obiad w jednej z małych restauracyjek. Ceny w Tallinnie są trochę bardziej przyjazne od fińskich czy norweskich. Za 7-8 euro można już zamówić gorący posiłek. Wieczorem, w drodze powrotnej udaliśmy się na plażę. A stolica Estonii ma plażę nie byle jaką. Co prawda jest to nasze zimne bałtyckie morze, może nie grzeszące czystą wodą, ale z daleka wygląda niesamowicie. Kilkukilometrowy pas piasku sąsiaduje z sosnowym lasem, gdzieniegdzie poprzerywanym ładnymi kompleksami apartamentowo-hotelowymi. A wszystko to z widokiem na panoramę stolicy. Ogromne statki i jednostki promowe zawijają do portu w mieście i można bez problemu z plaży rozpoznać nazwę armatora. Dla dzieci to istny raj – tony piasku, woda i muszle. Nic więcej nie potrzeba.

Saturday, July 09, 2016

Dzień 13

Porvoo to małe miasteczko położone na rzeką wpływającą do Bałtyku mające pięknie zachowaną miniaturową starówkę wybudowaną przez cara Mikołaja I jeszcze za czasów panowania rosyjskiego. Niska drewniana zabudowa małych pomalowanych na pastelowe kolory domków stwarza miłą atmosferę i trochę przypomina Rosję. Obiad zjedliśmy w japońskiej restauracji, gdzie serwowano przepyszne, doskonałej jakości suszi z chrzanem wasabi i innymi przysmakami orientalnej kuchni. W Finlandii turystów z Japonii jest mnóstwo. Niebo od dwóch dni jest mocno zachmurzone i od kiedy wyruszyliśmy z Rovaniemi ciężkie szare, deszczowe chmury zakrywają całe niebo. Sporadycznie pada, raz mniej, raz bardziej, ale na szczęście kilka godzin w ciągu dnia mogliśmy spokojnie pooglądać miasto. Słupek rtęci wskazuje 18-20 stopni. To ciepło jak na Finlandię.

Dzień 14

Dobrej jakości autostrada łączy Porvoo ze stolicą i w pół godziny byliśmy już w centrum Helsinek . Zakupiliśmy bilet na wieczorny prom do Tallinna na godzinę 22.30. Będziemy płynąć firmą Tallink Selja Line. Bilet kosztuje 135 euro za auto, dwie osoby dorosłe i dwójkę dzieci, a podróż trwa dwie godziny. Stolica Finlandii trochę rozczarowuje. Nie ma po co szukać tutaj zachodnioeuropejskiej elegancji francuskich miast czy kolorów i finezji hiszpańskich metropolii. Helsinki nie przypominają nawet Sztockholmu czy Oslo. To dość niewielkie miasto (kilkaset tysięcy, z przedmieściami do miliona), które cechuje architektoniczny bałagan. Przynajmniej według mniej. Jest, owszem, kilka ciekawych budowli jak majestatyczna luterańska katedra czy monumentalne kamienice, ale całość nie współgra i tworzy trochę prowincjonalny charakter. Atmosferę ratuje położenie miasta nad wodami Zatoki Fińskiej, gdzie statki nieustannie kursują dodając nabrzeżu ciekawego kolorytu i życia. Jednak bazary i targowiska w samym centrum przykryte plastikowymi, kiczowatymi plandekami zabierają nas raczej na lunapark, a nie do eleganckiej stolicy skandynawskiego kraju. Dodając do tego kosmiczne ceny wszystkiego – np. prawie 40 euro za 7-godzinne parkowanie auto czy 15-20 euro za ciepły posiłek serwowany na straganie mamy nie do końca pozytywny obraz tego miasta. Są tu jednak i ciekawe rzeczy jak choćby twierdza na wyspie Suonemlinna wpisana na listę UNESCO, gdzie za 2,5 euro można dostać się z nabrzeża. Wieczorem dopływamy do Tallinna i docieramy do naszego EuropeHotelu na przedmieściach estońskiej stolicy. Tallinn także ma ceny skandynawskie i trudno znaleźć tutaj dwójkę poniżej 40-50 euro.

Dzień 13

Porvoo to małe miasteczko położone na rzeką wpływającą do Bałtyku mające pięknie zachowaną miniaturową starówkę wybudowaną przez cara Mikołaja I jeszcze za czasów panowania rosyjskiego. Niska drewniana zabudowa małych pomalowanych na pastelowe kolory domków stwarza miłą atmosferę i trochę przypomina Rosję. Obiad zjedliśmy w japońskiej restauracji, gdzie serwowano przepyszne, doskonałej jakości suszi z chrzanem wasabi i innymi przysmakami orientalnej kuchni. W Finlandii turystów z Japonii jest mnóstwo. Niebo od dwóch dni jest mocno zachmurzone i od kiedy wyruszyliśmy z Rovaniemi ciężkie szare, deszczowe chmury zakrywają całe niebo. Sporadycznie pada, raz mniej, raz bardziej, ale na szczęście kilka godzin w ciągu dnia mogliśmy spokojnie pooglądać miasto. Słupek rtęci wskazuje 18-20 stopni. To ciepło jak na Finlandię.

Dzień 12

To chyba ostatni długi przejazd na tej wyprawie - 800 kilometów do stolicy Finlandii, Helsinek. A właściwie to 50 kilometrów na wschód od stolicy do drugiego najstarszego miasta w Finlandii – Porvoo. To był bardzo dobry wybór. Śpimy na niewielkim kempingu w zalesionej części Porvoo, gdzie rozbicie namiotu dla naszej czwórki to wydatek 35 euro. Najtańsze pokoje dwuosobowe w mieście to wydatek minimum 60-70 euro. Finlandia jest stosunkowo drogim krajem, a standard jest nieco niższy od Szwecji czy Norwegii.

Tuesday, July 05, 2016

Dzień 11

Dzisiejszy dzień należał do dzieci i Świętego Mikołaja. Po śniadaniu pojechaliśmy do wioski Świętego Mikołaja zlokalizowanej 8 kilometrów na północ do Rovaniemi zaraz przy miejscu gdzie przechodzi równoleżnik północnego Koła Podbiegunowego. Jednak nie samo Koło było główną atrakcją dla naszych dzieci, ale starszy pan przyjmujący każdego chętnego na gościnne wizyty i krótką pogawędkę. Przejęta, mała Hania aż dziesięć razy powtarzała przed wejściem co ma do przekazania Mikołajowi. Na samej audiencji nie zawiodła ją pamięć i na pytanie co by pragnęła dostać pod choinkę bez zastanowienia, ale z lekkim zdenerwowaniem przekazała, że "singing, dancing and walking doll" będzie wymarzonym prezentem. Dawidek dodał, że on wybiera auto sterowane pilotem oraz helikopter. Mamy film i materiał fotograficzny z wizyty. Było świetnie. Jutro czeka nas ostatni długi przejazd na tej wyprawie - 800 kilometów do stolicy Finlandii, Helsinek.

Monday, July 04, 2016

Dzień 10

Blisko 900 kilometrów dzielących kraniec archipelagu Lofotów od fińskiego Rovaniemi pokonywaliśmy prawie cały dzień. Rano padał deszcz, gdy opuszczaliśmy ostatnią wyspę Austvagoya, potem przez wiele godzin świeciło słońce po to aby zajść za chmurami na granicy szwedzko-fińskiej i rozpadać się na dobre, gdy dotarliśmy do miasta Świętego Mikołaja. Temperatura spadła do 11 stopni i w połączeniu z deszczem skutecznie odstraszyła nas od rozbijania namiotu. Śpimy więc w Hostelu Rudolf. Benzyna w Finlandii kosztuje ponad 1,4 euro, wszystko inne jeszcze więcej :-)

Dzień 9

Dzień muzeów. Tak – w naszej małej osadzie o dźwięcznej nazwie A na wyspie Moskensoya, są aż dwa muzea. Jedno, prywatne poświęcone właśnie dorszowi, jego połowom i eksportowi do krajów południowej Europy takich jak Hiszpanii, Portugalii, a w szczególności do Włoch. Drugie, to większe, muzeum poświęcone szerszej tematyce rybołówstwa w regionie. Wygląda na to, że obecność dorsza w regionie Lofotów to prawdziwy "dar z nieba" jak twierdzą miejscowi. Żyją dzisiaj, i to całkiem wygodnie, praktycznie z połowów i turystyki. Wieczorem zapakowaliśmy nasze auto po sam sufit i poszliśmy spać w północnym słońcu. Dziwnie się zasypia, gdy za oknem jasno, a pogoda zachęca raczej do opalania się na plaży czy grania w piłkę. Jutro do Finlandii.

Dzień 8

Przedłużyliśmy nasz pobyt na Lofotach i pojechaliśmy powtórnie na plażę w miejscowości Ramberg spróbować zażyć arktycznej kąpieli. Śmiałków było kilku oprócz nas, ale patrząc na ich grymasy na twarzy stwierdziliśmy, że nie miały wiele wspólnego ze szczęściem. Dzieci nasze ochoczo lepiły zamki z białego piasku i biegały po płytkiej wodzie twierdząc, że jest gorąca. Pogoda dopisała. Jadąc przez Lofoty bardzo często zobaczyć można ogromne ilości suszących się głów dorszów. Wygląda to trochę surrealistycznie, ale to podobno czysty biznes. Norwegowie, po spożytkowaniu większości ryby, same głowy zamiast wyrzucać, suszą je i wysyłają do Nigerii, gdzie służą one do robienia smacznych potraw z dodatkiem orzeszków ziemnych i papryki.