Saturday, July 31, 2010

Izrael

Stolica Libanu okazala sie ciekawym miastem: muzeum narodowe, nowe (jak spod igly) centrum miasta (downtown), promenada nad morzem i skaly zwane Pigeon Rocks. Dwa dni wystarczyly na zobaczenie najciekawszych miejsc. Dzisiaj czyli w sobote,w zydowskie swieto, wyruszylismy wczesnie rano w strone Izraela. 13 godzin jazdy przez Liban, Syrie i Jordanie i docieramy do Ziemii Obiecanej. Granica miedzy Izraelem a Libanem jest od dawna zamknieta wiec musielismy jechac dookola.
Kraj ten jest bardziej uporzadkowany i czystszy niz sasiedzi, ale ceny szkokuja. Jest tu kilka razy drozej niz w Syrii czy Libanie. Jestemy w Tiberias - jedynym miastem nad Jeziorem Galilejskim. Jutro do Jerozolimy.

Thursday, July 29, 2010

Baalbek


Liban

Dotarlismy do Libanu. Przez Turcje i Syrie. W pierwszej kolejnosci odwiedzilismy Trypoli z ladnie zachowanym starym miastem, meczetem i szkolami koranicznymi. Nad miastem goruje strzezona przez zolniezy cytadela. Przy morzu biegnie dluga na kilka kilometrow promenada zwana tutaj Corniche.
Z Trypoli pojechalismy w gory do malej miejscowosci Bchare, gdzie mozna zobaczyc ponad tysiacletnie cedry, symbol Libanu przedstawiany na fladze narodowej. Po poludniu skierowalismy sie do Baalbek. Przejazd przez gory byl fascynujacy. W Baalbek znajduja sie najlepiej zachowane rzymskie ruiny na swiecie. Moglismy je ogladac wieczorem z balkonu hotelu Shouman. Warto tutaj przyjechac.
Ponad dwie godziny jazdy na poludniowy zachod i juz jestesmy w stolicy Libanu. Zwiedzamy odbudowana czesc centrum Beirutu. Podrowienia dla mojej zony i malego synka.

Thursday, July 22, 2010

Tbilisi


Kazbegi


Tbilisi

We wtorek odwiedzilismy Kazbegi w gorach gdzie mozna dotrzec tylko tzw Gruzinska Droga Wojenna. Dla fascynatow gor to warte polecenia miejsce. Granica z Rosja jest niestety zamknieta i trzeba wracac ta sama trasa do Tbilisi.
W czwartek odwiedzilismy dawna stolice gruzinow Mtskhete. Piekne cerkwie, gdzie akurat w jednej trafilismy na nabozenstwo i moglismy obserwowac modlacych sie Gruzinow. Jutro jeszcze krotki spacer po stolicy i pakujemy sie. Do zobaczenia w Polsce.

Monday, July 19, 2010

Tbilisi




Khor Virap i armenska wioska


Erewan i Echmiadzyn




Sunday, July 18, 2010

Ania nadaje z Tbilisi

Priwiet! Paka! No własnie. Trzeba bylo szybko przypomniec sobie rosyjski, bo inaczej nie mozna sie tutaj dogadac. Pokolenie naszych rodzicow i starsi mowia w tym jezyku , dzieci co nieco po angielsku, natomiast z naszymi rowiesnikami porozumiec sie nie da..no chyba ze jezykiem 'migowym', tak jak to tutaj robia spotkani przez nas Finowie czy Niemcy. Radzimy sobie wiec jakos, raz pewna dziewczyna powiedziala nam 'dzien dobry', na co ja odpowiedzialam 'dziekuje', ale poza tym komunikacja na poziomie podstawowym jest bez zarzutu.

Azerbejdzan, Gruzja i Armenia sa niezaleznymi krajami, kazdy z nich z innym swoistym jezykiem narodowym. Dla nas odczytanie czegokolwiek jest po prostu niemozliwe, kazdy kraj ma swoisty alfabet inny od naszego. W kazdym z pieknych miejsc najpierw dbamy o naszego rjebionka, znajdujemy wiele placow zabaw swietnie tutaj utrzymanych, parki, czy przyciagajace Dawida bez opamietania fontanny, ktorych tu mnostwo. Potem czas na zwiedzanie najciekawszych miejsc, lokalna kuchnia i ..bieganie za Dawidem;)

Baku okazalo sie bardzo nie turystycznym miejscem. Nie chodzi mi o tlumy ludzi, od ktorych zawsze stronimy, lecz o cala baze noclegowa, mozliwosc zwiedzania czy znalezienie restauracji. Samo miasto zadbane, ogromne surowe budynki i mnostwo bardzo drogich samochodow i ekskuzywnych salonow, ale tez piekna szeroka przymorska promenada i pyszna orientalna herbata podawana w malutkich szklaneczkach.

Gruzja i Armenia okazaly sie byc nam bardziej przyjazne, latwiej o dobry nocleg, transport, dobra restauracje czy ciekawe zabytki a przede wszystkim mnostwo tu usmiechnietych zyczliwych ludzi. Dawid zebral kilka batonow czekoladowych w jeden dzien od nieznajomych.

Milo bedziemy wspominac pobyt w Ureki nad cieplym Morzem Czarnym i Batumi, na prawde wypoczelismy a Dawid mial wielka frajde z zabawy na plazy. Slicznym miejscem szczegolnie na pobyt z dzieckiem jest tez jezioro Sevan w Armenii. Tez czysta woda, tylko chlodniejsza. Spotkalismy tam Ormianina, ktory swietnie mowil po polsku, poniewaz pracowal we Wroclawiu w latach 90-tych.

Kuchnia tutejsza to miedzy innymi haczapuri, czyli pszenny placek ze slonym bialym serem smazony na oleju, ale tez hinkali, czyli cos w rodzaju pierogow z miesem tylko klejonych na ksztalt owocu granatu. No wlasnie, granat, ten owoc jest tutaj bardzo popularny, pijemy pyszne soki nie tylko granatowe, rowniez swiezo wycisniete z owocu rozy czy wisniowe, jemy swieze figi - pyyycha. W Erevaniu kilka dni temu byl nasz minister Sikorski. LOT uruchomil bezposrednie przeloty na trasie Warszawa Erevan raz w tygodniu (Sikorski przylecial rzadowym;), a my wracamy jeszcze przez Ryge lotewskimi liniami AirBaltic.

Teraz czas na Tbilisi- chyba najciekawsza i najbardziej nam przyjazna stolica z wszystkich dotychczasowo tutaj zwiedzanych. Dzisiaj bylismy w ogrodzie botanicznym i podziwialismy stare miasto. Slicznie.

Bardzo dziekujemy za wszystkie pozdrowienia kochanej rodzince i wszystkim drugam tudziez druzjam! Daswidanija w Polszy!

Friday, July 16, 2010

Erewan

To chyba najspokojniejsza z kaukaskich stolic. Faktycznie cieplej tutaj niz w innych miejscach Armenii. Ocien zarka, jak mawiaja miejscowi po rosyjsku. Zycie plynie tutaj bez pospiechu, mnostwo kawiarni i restauracji ze stolikami na zewnatrz, w centrum dzieiatki fontann i zacienionych skwerow. Glowne atrakcje nie sa oddalone od siebie wiec spokojnie mozemy spacerowac i poznawac stolice Armenii.
Wczoraj dotarlismy do Echmiadzynu, ormianskiego Watykanu. To tutaj znajduje sie sierdziba glowy Armenskiego Kosciola Apostolskiego - Katolikosa. Kompleks w ktorym urzeduje jest naprawde ciekawy, z pieknym kosciolem po srodu innych zabudowan.
Rano odwiedzilismy Muzeum Ludobojstwa Ormian. Przygnebiajace zdjecia i poruszajaca atmosfera miejsca upamietniajacego mord 1,5 miliona Ormian w roku 1915 dokonanym przez Turkow. Do dnia dzisiejszego panstwo tureckie nie uznaje tego faktu.

Dzisiaj pojechalismy do Khor Virap, monastyru polozonego przy granicy z Turcja, 40 kilometrow na poludnie od Erewania. Przez cala trase towarzyszyl nam widok osniezonego Araratu, symbolu narodowego Ormian. Dzisiaj ten ponad 5-tysiecznik znajduje sie w Turcji. Jutro ruszamy juz do Gruzji.

Thursday, July 15, 2010

Erewan


Klasztory w okolicach Dilijanu


Jezioro Sevan



Dilijan - Armenia


Batumi


Wednesday, July 14, 2010

Armenia

Turnus w sanatorium dobiegl konca. W goroacym gruzinskim pociagu dotarlismy do stolicy i rano w poniedzialek ruszylismy w kierunku granicy z Armenia. Formalnosci szybko przebiegly w milej atmosferze i po dwoch godzinach bylismy juz gorskim miasteczku Dilijan. TO kolejna kaukaska Szwajcaria - tak Ormianie nazywaja to male miasteczko polozone na zielonych wzgorzach. Widoki faktycznie zapadaja w pamiec.
We wtorek pojechalismy nad jezioro Sevan oddalone od Dilijanu o jakies 35 kilometrow. Gdy Dawid smacznie spal my moglismy sie wykapac w zimnej, ale czystej wodzie. Na polwyspie, przy plazy mozna zwiedzic gorujacy nad okolica klasztor Sevanavank, skad rozposcieraja sie widoki na osniezone szczyty okalajace jezioro.
Wieczorem jeszcze zdazylismy dotrzec do klasztorow Goshavank i Hagrathsin.
Dzisiaj czyli w srode jestesmy juz w znacznie cieplejszym Erewaniu.

Saturday, July 10, 2010

Telavi, Ureki i Batumi






Gruzja






Kilka zdjec z Seki





Thursday, July 08, 2010

Batumi

Wczasy. To chyba mozna tak nazwac. Ureki to wioska do ktorej za czasow Zwiazku Radzieckiego sciagaly tlumy schorowanych obywateli, ktorych umieszczano tutaj w sanatoriach. Czarny piasek na tutejszych plazach ma podobno lecznicze wlasciwosci. Zobaczymy jak podziala na nas. Nie moge sobie przypomniec kiedy ostatnio bylem na wczasach... :-)
50 kilometrow od Ureki na poludnie lezy najwieksze gruzinskie miasto nad Morzem Czarnym - Batumi. Pojechalismy tam wczoraj roklekotana marszrutka. Widoki po drodze piekne. Zielone wzgorza porosniete lasami schodzace do blekitnego morza. W tle widoczne zarysy duzego miasta. Faktycznie z oddali Batumi wygladalo jak jakas nadmorska metropolia, Chicago czy male San Francisco. Tylko z daleka jednak. Dzisiaj jeszcze to 140 tysieczne miasto jest wielkim placem budowy. Wykladaja kostke na wiekszosci ulic, buduja hotele, maluja elewacje budynkow. Za kilka lat bedzie tutaj ladnie. Batumi to stolica autonomicznego regionu Adjara, gdzie mieszka jeszcze niewielka populacja muzulmanow. Odwiedzilismy ostatni zachowany meczet blisko portu. Kolorowe wnetrze z wielkimi zyrandolami i atmosfera skupienia i ciszy. Zawsze fascynowaly mnie swiatynie poswiecone Allahowi.
Super wolna, rozpadajaca marszrutka wrocilismy do naszej wioski. Rozpadalo sie po drodze, ale jeszcze tego wieczora obserwowalismy przepiekny zachod slonca nad morzem. Zostalo kilka dni relaksu...

Tuesday, July 06, 2010

Ureki

Troche odopczynku nalezy sie wszystkim. Szczegolnie zasluzyl sobie Dawid, ktory dzielnie znosi trudy podrozy. Caly dzien na plazy. Slonce, piasek, ciepla woda i dobre jedzenie. Mamy nawet hotelik z widokiem na niezapomniane zachody slonca nad morzem. Chyba zabawimy tutaj kilka dni... :-)

Do Gruzji

Juz blisko tydzien minal jak jestesmy w Azerbejdzanie, wiec czas ruszac do Gruzji. Taksowka dotarlismy do malego przejscia w Lagodekhi i sprawnie po pol godzinnych formalnosciach siedzielismy juz w gruzinskim aucie wiozacym nas do Telavi, stolicy regionu Kakheti. Zamieszkalismy w domu u milej Svetlany, ktora przyrzadza pyszne posilki. Nastepnego dnia rano wyruszylismy na zwiedzanie okolicznych kosciolow i monastyrow. Dotralismy do Ikalto i poteznej Katedry Alaverdi. W drodze powrotnej zatrzymalismy sie w winiarni Naperuli. Degustacja wina bialego, czerwonego, ser kozi, wiejski chleb...
Wszystko mile szybko sie konczy. Udalo sie jeszcze zobaczyc cytadele Gremi skad rozciagaja sie piekne widoki na cala okoliczna doline.
W poniedzialek z naszym kierowca Dawidem (ma na imie tak samo jak nasz synek) ruszylismy do malowniczej wioski Sighnaghi polozonej na ziolonym wzgorzu, skad pojechalismy do Tbilisi. Z pomoca spotkanej, milej Gruzinki kupilismy bilety na nocny pociag nad Morze Czarne i rankiem we wtorek wysiadalismy juz w Ureki.

Seki

Seki to takie azerskie Zakopane. Dziwne jednak i na poczatku sprawiajace zupelnie nieatrakcyjnego miejsca. Jednak przy blizszym poznaniu okazuje sie calkiem interesujace. Roziagniete jest na obszarze kilkudziesieciu kilometrow kwadratowych co oznacza, ze dotarcie do ciekawych miejsc zajmuje sporo czasu, zwlaszcza ze wszedzie chodzimy na nogach. Po poludniu dotarlismy do Palacu Chanow. Z zewnatrze nic nie zapowiada tego co mozna zobaczyc w srodku. Sale przepieknie zdobione malowidlami przedstawiajacymi rozne sceny przyrodnicze. Takiej ilosci barw dawno nie widzielismy.
Wieczorem, odwiedzajac hotel Karawanseraj, trafilismy na koncert azerskiej orkiestry wraz z chorem. Przyjechala telewizja i pojawilo sie mnostwo lokalnych gwiazd. Pozdrawiali nas milo Azerowie jako ze bylismy chyba jedynymi turystami na koncercie.
Rano pojechalismy kilka kilometrow za miasto do wioski Kis. Mozna zobaczyc tutaj pieknie odrestaurowany kosciolek z czasow Albanii Kaukaskiej - chrzescijanskiego panstwa ktore zajmowalo tereny dzisiejszego Azerbejdzanu.