Saturday, February 27, 2010

Misiones

Opuscilismy boskie Buenos Aires w piatek rano i po dwoch dniach, zatrzymujac sie na noc w malym miasteczku Paso de los Libres, dotarlismy do znanego nam juz Posadas w prowincji Misiones. To jedna z ladniejszych prowincji argentynskich z czerwona ziemia, lasami i pieknymi krajobrazami. Posadas wieczorem ozywa, mieszkancy spaceruja z dziecmi po pieknie oswietlonym placu w centrum, gdzie fontanny stanowia glowna atrakcje dla dzieciakow. Dla Dawida to swietne miejsce, biega za dzieciakami, moczy sie w wodzie i to wszystko przy 28 stopniach ciepla. Prawie jak w naszej Polsce :-)
Jutro trzeba jechac dalej. Chcemy po drodze do Puerto Iguazu zobaczyc male miasteczko o nazwie Wanda, gdzie podobno zyje wielu naszych rodakow oraz odwiedzic naszego przyjaciela Marcela w Santa Ana. W droge!

Thursday, February 25, 2010

Colonia, Buenos Aires i zdjecia z Paragwaju






















Colonia okazala sie byc bardzo spokojnym malym miasteczkiem pelnym turystow. Warto spedzic tutaj dzien, dwa, ale chyba nie wiecej. Trzy firmy promowe oferuja regularne polaczenia ze stolica Argentyny. Wybralismy szybki popoludniowy prom i w godzine znalezlismy sie po drugiej stronie ogrmonej rzeki La Plata. Jutro wyruszamy na polnoc w kierunku Posadas.

Tuesday, February 23, 2010

Montevideo

Dotarlismy do Montevideo. Urugwaj jest inny niz Argentyna. Ludzie wolniej zyja, wszysto jakby troche bardziej poukladane. Na ulicach panuje wiekszy porzadek. W starym miescie spacerowalismy z plecakami i Dwaidem w wozku dobra godzine szukajac hotelu, lecz na marne. Miejsc do przenocowania jest niewiele w tej czesci miasta. Trzeba cofnac sie przez Avenide 18 Julio za plac Libertad i tam znajdziemy wiecej hoteli. Montevideo to ciekawe miasto. Duzo mniejsze niz Buenos Aires, ale takze oferujace wiele atrakcji.
Wczoraj na plazy (maja tu plaze nad Rio la Plata), spotkalismy lokalnego repartera, ktory byl uczniem Ryszarda Kapuscinskiego. Co za spotkanie! Znal go osobiscie i cala jego tworczosc. Byl takze w Polsce.
Dzisiaj czyli we wtorek pojechalismy do Colonii. Autobus jedzie trzy godziny. Na szczescie pogoda sie poprawila i jest bezchmurnie. Jutro ruszamy na zwiedzanie tego wpisanego na liste dziedzictwa UNESCO miasteczka.

Saturday, February 20, 2010

Buenos Aires

Kogos, kto nigdy jeszcze tu nie byl, Buenos Aires zaskoczy na pewno. Dwunastomilionowa metropolia moze zatrzymac na tydzien i dluzej. Pierwsze wrazenie to ogromne, szerokie drogi w centrum. Avenida 9 Julio ma 20 pasow ruchu. Przejscie po pasach zajmuje dobre kilka minut. Udalo sie nam w tym gaszczu aut dojechac do hotelu. Argentynczycy to latynosi i przepisy ruchu drogowego nie do konca ich dotycza. Jestesmy w Buenos i korzystamy z tego co oferuje to ogromne miasto. Casa Rosada, Puerto Madero, Ogrod zoologiczny, gdzie Dawid po raz pierwszy zobaczyl slonia zyrafe i niedzwiedzia to atrakcje na pierwsze dwa dni. Dziasiaj bylismy zobaczyc gdzie spoczywa Ewa Peron Duarte slynna Evita. Cmentarz w dzielnicy Recoleta trzeba zobaczyc. Wieczorem trafilismy na impreze tango przy Obelisku na Avenidzie 9 Julio. Jutro do Montevideo. Urugwaj czeka.

Thursday, February 18, 2010

Zdjecia z ostatnich dni




























































































Wednesday, February 17, 2010

Moja Argentyna

Ania nadaje:

Mija wlasnie trzeci tydzien naszej wyprawy. Winda w hotelu zle jezdzi, w aucie klimatyzacja chlodzi o 2 stopnie za duzo na trzecim biegu, w pokaju mamy zbyt jasne sciany, basen za krotki, sniadanie za wczesnie, Argentynczycy zbyt tlumnie chodza po ulicach- tak mniej wiecej w krzywym zwierciadle wygladalaby nasza relacja, gdyby nadal podrozowal z nami wujek Maciek Braziileeeeeeou, z ktorym co chwile bylo smiesznie i baaardzo wesolo. Po wyprawach do Afryki mial on porownanie jak latwo i przyjemnie podrozowac po Argentynie. Nie ma na co narzekac. Naprawde. Wiec tak sobie tylko co chwile zartowalismy. Niestety Maciek juz jutro leci z Sao Paulo do swojego Londonu i pewnie bedzie mniej wesolo, np. nikt nie otworzy windy w czasie jej jazdy z pewna pania. ;) a jego portugalski jest teraz na poziomie srdniozaawansowanym , pozdrawiamy Lisu!!!

Jestemy wiec rodzinnie w Rosario, jest jakies 25stC, to kolejna po Cordobie ponadmilionowa metropolia z mnostwem malych zamknietych dla ruchu uliczek w centrum. Ludzie sa bardzo weseli, bardzo lubia dzieci, wielu z nich zaczepia nam Dawidka lub on zaczepia ich. Nie ma problemow z komunikacja dzieki hiszpanskiemu Tomka. Ja dzisiaj ze swoim un poquito powiedzialam pewnej pani, ktora byla z corka w wieku Dawidka zamiast ´´moj maz duzo podrozuje´´ to ´moj brat duzo pracuje´´;) (pozdrawiam Pawla!!) ale rozumiem duzo:))

Mamy juz troche dosyc medialunes- czyli rogalikow w stylu croissant podawanych na kazde sniadanie, ale za to na obiad bardzo nam smakuja milanesy- bardzo cienkie kotlety z wolowiny w panierce. Na kolacje oczywiscie wino, ktorego tu jest mnostwo i w kazdym sklepie znajduja sie regaly z co najmniej setka do wyboru, rowniez z tak malo spotykanych w Polsce szczepow winogron jak viognier, tannat (pyycha) czy torrontes. Kilka dni temu bylismy w Cafayate, ktorym jestem zachwycona, to tam zwiedzalismy prawdziwe winnice i fabryki sera, pilismy wino organiczne i delektowalismy sie kozim serem oraz lodami z prawdziwym winem; cabernet savignon i chardonnay(jeszcze lepsza pycha;)

W Rosario mozna zwiedzic muzeum sztuki dekoracyjnej z wazami, krysztalami, girlandami, buteleczkami na perfumy czy wachlarzami z XIX wieku, przejsc deptakiem przy rzece, poszalec (Dawidek) na olbrzymim placu przy czyms tak dziwnym jak pomnik flagi. Dawidek bardzo polubil auto na monety przy jednym z deptakow i spedza wtedy nawet 15 minut krecac kierownica. Jest bardzo wesoly i chcialby caly czas biegac, w roznych kierunkach i nie koniecznie tam, gdzie my chcemy isc;) Jutro jedziemy do Buenos Aires i jestemy bardzo ciekawi czym nas olbrzymia stolica zaskoczy.

Tuesday, February 16, 2010

Cordoba

Zatrzymalismy sie w Santiago del Estero. Okolo godziny 13.00 w miescie, argentynskim zwyczajem, po ulicach chodzily tylko wyglodniale psy. Slupek rteci wskazywal 42 stopnie. Kazdy kto mogl siedzial w domu lub w pracy. Wieczorem obywatele ruszyli na ulice. W Santiago nie ma wiele atrakcji dla turystow, ale mily plac z kosciolem w centrum miasta, gdzie cale rodziny spedzaja godziny delektujac sie nizsza temperatura, jest warty odwiedzenia.

Z Santiago do Cordoby jest juz niecale 450 kilometrow. Moje wyobrazenie o tym miescie rozminelo sie z rzeczywistoscia. W pierwszy dzien bylismy rozczarowani widzac brudne, obdrapane budynki z lat 60 i 70 tych, psy biegajace po ulicach i kolonialna architekture w oplakanym stanie. Cordoba nie jest jednak taka zla. Potrzebuje czasu. Zwiedzilismy kompleks Manzana Jesuitica wpisany na liste UNESCO, gdzie wiekszosc budynkow sluzy dzisiaj najstarszemu uniwersytetowi w kraju. Zobaczylismy przepiekna katedre na glownym placu i okazalo sie, ze Cordoba to przyjemne miasto.

Do Rosario dotarlismy dzisiaj czyli we wtorek. Kolejne 400 kilometrow jazdy autem i kolejne duze argentynskie miasto. W Rosario mieszka ponad milion Argentynczykow. To tutaj urodzil sie jeden w latynoskich zbrodniarzy, ktorego podobizne wielu nosi dzis dumnie na koszulkach. Ernesto Guevara, przydomek "Che". Oprocz tego raczej wstydliwego faktu, Rosario moze sie pochwalic ciekawym polozeniem nad druga najwieksza na kontynencie rzeka Parana. Podobna maju tu plaze. Pojedziemy jutro zobaczyc. Nad brzegiem ufundowali sobie ogromny pomnik - Pomnik Flagi Argentynskiej. Milo pospacerowac przy wodzie. Pojutrze ruszamy do stolicy.

Friday, February 12, 2010

Do Cafayate daleko











Myslelismy, ze do Cafayate dojedziemy w jeden dzien. W Argentynie jest wszedzie daleko. Udalo sie nam dotrzec do wioski Molinos. Droga okazala sie byc w oplakanym stanie. Tylko na kilku fragmentach mozna zobaczyc asfalt. Jedzie sie w gorach na wysokosci okolo 2 - 2,5 tysiaca metrow nad poziomem morza. Jest mnostwo zakretow i serpentyn, a szutrowa nawierzchnia nie pozwala rowinac predkosci wiekszej niz 40km/h. Nasz ford musial wiec zamienic sie na auto terenowe. Wszystkie niedogodnosci na trasie byly rekompensowane przez wspaniale widoki. Warto bylo tu przyjechac.

W czwartek rano wyruszylismy dalej na poludnie w kierunku Cafayate. 3 godziny jazdy, przez drogi w jeszcze gorszym stanie i dotarlismy. Po drodze bylo kilka momentow mrozacych krew w zylach, kiedy musielismy przejezdzac, przez glebokie na kilkadziesiat centymetrow rzeki, ktore wylaly na droge po nocnej burzy i ogromne zaglebienia wypelnione woda. Jestemy w Cafayate i korzystamy z dobrodziejstw malego miasteczka otoczonego przez winnice. Dzisiaj odwiedzilismy winnice i fabryke sera koziego. Po poludniu, gdy Dawid smacznie spal, pojechalismy spojrzec jak wyglada kanion rzeki Concha - Quebrada de Cafayate. Jutro jedziemy na w kierunku Cordoby. Nie obedzie sie pewnie bez przystanku, moze w Santiago del Estero.



A jaka jest ta Argentyna? Ludzie sa naprawde przyjazni i bardzo lubia dzieci. Angielskiego za bardzo nie znaja, wiec hiszpanski sie przydaje. Jedza bardzo duzo wolowiny i to nie jest plotka czy jakis stereotyp. Oni naprawde kochaja wolowine. Steki sa bardzo dobre wiec my tez je jemy. No i pijemy wino, bo lepszego do tej pory nie pilismy.

Zobaczcie kilka zdjec.


Tuesday, February 09, 2010

Roque Saenz Pena

Ze stolicy prowincji Misiones ruszylismy na zachod w kierunku Andow. Odleglosc do pokonania to ponad 1200 kilometrow wiec postanowilismy podzielic ja na dwa odcinki. Po blisko 6 godzinach jazdy po zupelnych pustkowiach dotarlismy do opuszczonego miasta Saenz Pena. Wjechalismy glowna ulica okolo godziny trzynastej i miasto faktycznie wygladalo jak opuszczone po jakims kataklizmie. Okazalo sie, ze w takim upale wszyscy wola nie wychodzic z klimatyzowanych pomieszczen. Dopiero wieczorem miasto ozylo. Na glownym placu handlarze porozkladali swoje kramy, a sklepy i restauracje zapelnily sie ludzmi. Temperatura spadla ponizej 40 stopni wiec bylo na tyle chlodno, ze dalo sie oddychac.

Z Saenz Pena nastepnego dnia pojechalismy dalej droga, ktora na odcinku okolo 400 kilomertrow miala trzy lekkie zakrety. Wyobrazacie sobie to? 400 km prostej drogi, bez miast, wiosek, stacji benzynowych, niczego. No moze bylo kilka chat drewnianych i chyba dwa posterunki policji i to tyle. No i jeszcze byla pampa. Argentynska pampa. Niska trawiasta, bardzo zielona roslinnosc. Bardzo maly ruch, wiec mozna bez problemu utrzymac srednia predkosc 100km na godzine. W Argentynie takie dystanse to norma. Po poludniu dojechalismy w koncu do Salty. Warto bylo tyle jechac. Miasto, posiadajace wiele kolonialnych budynkow polozone jest na wysokosci 1200 m n.p.m. co sprawia, ze temperatura oscyluje wokol 30 a nie 40 stopni. Wyraznie czuc ulge. Dwa dni wystarczylo na skorzystanie z glownych atrakcji miasta. Jutro ruszamy na poludnie w kierunku Cafayate.

Friday, February 05, 2010

Paragwaj




Jestesmy w Posadas. Rano wyruszylismy do Paragwaju. Formalnosci graniczne zajely na szczescie niewiele czasu i juz po godzinie bylismy przy ruinach redukcji Trynidad. Bardzo ladnie zachowane i odrestaurowane. Upal daje sie nam we znaki. Na szczescie Dawid go dzielnie znosi. 12 kilometrow na polnoc od Trynidadu sa nastepne misje jezuickie. Warto bylo wytrzymac jeszcze chwile w upale aby tutaj dotrzec. Pieknie zachowany kosciol z kolumnami wynagrodzil niewygody auta bez klimatyzacji. W dzien bylo sporo ponad 40 stopni. Teraz wieczorem jest juz tylko 38 stopni. Tylko ... :-)




San Ignacio







Ford Focus rocznik 2008. Takim autem wystartowalismy z Puerto Iguazu. Do San Ignacio, malej miesciny w prowincji Misiones, jest ponad 250 kilometrow. Ruch jest niewielki i nawierzchnia drogi calkiem przyzwoita. Za 3 godziny bylismy na miejscu. Naprzeciwko naszego hoteliku miesci sie kompleks ruin redukcji jezuckich San Ignacio Mini. Warto to przyjechac, aby spojrzec co sie zachowalo z miasta wybudowanego w XVII wieku. To tutaj Indian Guarani chrystianizowano i broniono jednoczesnie przed najazdami bandeirantes.

W czwartek pojechalismy zobaczyc kolejne misje - Loreto i zarosnieta przez dzungle redukcje Santa Ana. W kazdej z tych misji oprowadzani bylismy przez swietnych przewodnikow. Polecam skorzystanie z ich uslug. Tez z Santa Ana mieszka w San Ignacio, nazywa sie Marcel i wieczorem zaprosil nas do swojego domku na picie terere czyli yerba mate, tradycyjego napoju pitego prawie przez wszystkich mieszkancow tego regionu. Terere pije sie tutaj na zimno i przypomina to w smaku herbate.






Argentynska strona







Brazylijska strona
















Argentynska strona

Jak mialbym wybrac jedna strone, z ktorej moglbym spogladac na ten cud swiata to wybralbym jednak argentynska czesc. Mozna podejsc tu blizej wodospadow, niemalze ich dotknac. Mozna zchodzic na nizsze tarasy i spogladac w gore jak tysiace ton wody spadaja z hukiem w dol tworzac kolorowe tecze. Wszystko otoczone dzungla. To robi wrazenie. Przyjechalismy na wodospady popoludniu, gdyz rano zalatwialismy formalnosci zwiazane z wypozyczeniem auta. Troche za pozno, niektore tarasy widokowe byly juz nieczynne. Musimy tu kiedys wrocic. Zobaczcie na zdjeciach jak Wodospady Iguazu wygladaja.

Tuesday, February 02, 2010

Cataratas

Cataratas - tak tu mowia na te niesamowite wodospady. Sa naprawde imponujace. Wczoraj odwiedzilismy brazylijska czesc, ktora jest mniejsza, ale pozwala na bardziej panoramiczne widoki calosci. Lecac z Rio do Foz do Iguazu samolot kolowal nad rzeka Parana, ktora nagle zniknela w wielkiej rozpadlinie. To wlasnie Wodospady Iguazu. Dawid dzielnie sprawowal sie ogladajac z nami tysiace ton wody spadajacej z hukiem w dol kilkusetmetrowej przepasci. Dzisiaj jestesmy juz w malym argentynskim miasteczku Puerto Iguazu, skad tez dotrzemy do katarakt. Bedzie mozna porownac to co widzielismy w Brazylii. Jutro planujemy wyjazd na poludnie w kierunku Posadas i misji jezuickich.